HomeStory

Ograniczyłam pracę projektową. Zrezygnowałam z prowadzenia pracowni zatrudniającej projektantów. Zwolniłam tempo pracy i zakończyłam etap nerwowego pośpiechu i ciągłego niedoczasu. Pracuję nad kilkoma, a nie kilkunastoma projektami jednocześnie. Znajduję przyjemność w projektowaniu, bez ciągłego poczucia obowiązku i stresu przed niedotrzymaniem terminów. To mój slow design. Ten termin dla projektanta jest tym, czym dla kucharza slow food. To korzystanie z naturalnych, ekologicznych produktów, czerpanie inspiracji z tradycji, powolny proces tworzenia, wspieranie lokalnych manufaktur i rzemieślników. Mój osobisty slow design to czas na pracę i dom. Spokojne spotkania z Klientem i odbieranie dzieci ze szkoły. To prowadzenie domu i projektów z poczuciem, że z niczego nie trzeba rezygnować i można pogodzić te dwa światy. To wizyty na budowie i robienie zakupów w lokalnym warzywniaku. To spotkania z branżystami i sobotnie śniadania z przyjaciółmi. Slow life niepostrzeżenie wkradł się w moje życie zanim przeczytałam o nim w \”Wysokich obcasach\”. Intensywnie pracowałam przez ostatnie lata na to, żeby w nim został na dłużej…